Tragiczny 4 maja 2010…

Dnia 4 maja 2010 roku, po powrocie z fantastycznej majówki, Tomek nie idzie do szkoły, bo oczywiście „nie zdążył” się nauczyć na klasówkę z rosyjskiego (bardzo w jego stylu, zazwyczaj warunki i sytuacja nie sprzyjają nauce… A przecież na Mazurach łowi się ryby i odpoczywa od szkoły, a nie wkuwa słówka ;) ).

Jako zapalony sportowiec nie opuszcza jednak treningu biathlonowego. Niestety…

Właśnie na tym treningu, w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach, Tomek zostaje ranny w policzek. Kula przeszywa mózg w dwóch płaszczyznach. Dzieje się tak, ponieważ nie przebija się przez czaszkę, tylko odbija się od niej, uszkadzając bardzo rozlegle płat czołowy.

Tomek pada na ziemię, zaczyna się akcja reanimacyjna i walka o jego życie. Trenerzy i koledzy udzielają pierwszej pomocy. Przyjeżdża karetka. Tomek jedzie do szpitala, gdzie przechodzi pierwszą bardzo poważną operację - operację ratującą jego życie. Trwała 4 godziny, a dla nas te 4 godziny pozostaną już na zawsze najdłuższymi i najgorszymi chwilami w życiu. To była męka. To była wieczność.

Tomka operował doktor Piotr Marszałek z doktorem Adamem Warzechą. Od razu po zabiegu został zabrany na OIOM. Po operacji doktor Marszałek wyjaśnił nam, na czym polegała operacja, w jakim stanie jest Tomek, jego mózg i jakie ma szanse na przeżycie. A były one znikome. Mózg Tomka - oprócz tego, że uległ wielkim uszkodzeniom i miał brzydki, siny kolor - był bardzo obrzęknięty i miał kilka krwiaków. Póki co lekarze postanowili nie operować ich, tylko poczekać kilka dni, bo istniała szansa, że same się wchłoną - tak też się stało. Mnóstwa mikroskopijnych opiłków nie da się już wyciągnąć z mózgu Tomka. Gdyby wokół któregoś z nich utworzył się stan zapalny - ropień, byłaby konieczna operacja. Pozostało nam czekać i się modlić…



Następna strona